Świadectwo Adama z OR I st. w Międzybrodziu-Bialskim
Wspomnienie pięknych dni przeżytych na rekolekcjach Oazy Rodzin I stopnia
w Międzybrodziu Bialskim 29.06 – 14.07.2018
Alleluja!
Chciałbym podzielić się tym, czego doświadczyłem będąc na rekolekcjach.
Na wstępie śmiało mogę stwierdzić, że były one całe, od początku do końca, „dla mnie”. Każdy kolejny dzień, każdy kolejny punkt programu dokładał jakby kolejne puzzle, które stworzyły pewną całość.
Na początku było ciężko… Przed wyjazdem musiałem sprostać wielu sprawom zawodowym. Stąd też od początku byłem trochę spięty. Dodatkowo początkowy zgiełk utrudniał mi skupienie na modlitwie i pełne przeżywanie rekolekcji.
Prosiłem Boga, aby pomógł mi zapanować nad negatywnymi emocjami. I udało się!
Już drugi dzień Oazy pokazał mi działanie Pana. W trakcie „szkoły życia” była mowa o AGAPE, czyli miłości, która daje i nie oczekuje nic w zamian. Lubię pomagać innym. Jednak dotychczas miałem do tego trochę inne podejście. Pomagając w czymś innej osobie miałem nadzieję, że jeżeli ja sam będę potrzebował pomocy, to ten ktoś w miarę możliwości pomoże mi. Zdarzało się, że oczekiwałem pomocy i jej nie otrzymałem. Pojawiał się wówczas i żw mojej duszy smutek, żal, zwątpienie. Po tej „szkole życia” wstąpiły we mnie nowe siły. Zrozumiałem, że miłość Agape jest miłością, jakiej potrzebuję i którą chcę obdarzać innych.
Tego samego dnia, którego tematem było: „Wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej”, w trakcie „Namiotu spotkania” modliliśmy się w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem. Po przeczytaniu fragmentu Ewangelii powiedziałem Chrystusowi: „Jezu widzisz, jaki jestem słaby, ciągle upadam, często popełniam te same grzechy, i że brakuje mi sił”. W tym momencie ukazał mi się Jezus Chrystus nad brzegiem jeziora Genezaret, w Tabdze, w Ziemi Świętej. Jest to miejsce, gdzie Pan Jezus rozmnożył chleb i ryby. Widziałem piaszczystą plażę, ale z dużą ilością kamieni różnej wielkości. Na jednym z kamieni siedział Jezus. W ręku miał kamień i stukał nim wolnym, równym tempem, w kolejny kamień leżący na ziemi. Widziałem tę plażę z perspektywy jeziora, jakbym częściowo stał w wodzie. Jezus siedział bokiem do mnie. Miał na sobie ciemny płaszcz, który zakrywał mu częściowo twarz. W momencie, kiedy użalałem się nad sobą powiedział do mnie: „ Jestem przy Tobie”. Milion myśli przebiegło mi przez głowę, ale nadal mówiłem Mu, jakim jestem beznadziejnym człowiekiem. Jezus powiedział: „Zawsze będę przy Tobie i zawsze będę pukał do Twego serca tak jak teraz stukam tymi kamieniami”.
Od tego dnia miałem problemy ze snem. Miałem je od przyjazdu tyle, że w pierwsze noce źle spałem z powodu skrzypiącego łóżka, a potem rozmyślałem nad tym wszystkim, co się dzieje w moim sercu.
Następnego dnia podczas „Namiotu spotkania” znowu ukazał mi się Jezus. Pamiętam dokładnie, co mi powiedział. Stojąc na tej samej plaży uniósł prawą rękę do góry i rzekł: „Czyń dobro”.
Kolejnym dniem, który mocno zapadł mi w pamięci był ten, w którym wszyscy mogli przystąpić do Sakramentu Pokuty i Pojednania. Organizatorzy naszych rekolekcji prosili, aby wszyscy uczestnicy jadący na rekolekcje znajdowali się w stanie łaski uświęcającej. Ja nie zdążyłem przed wyjazdem, więc wyspowiadałem się pierwszego dnia po przybyciu do Międzybrodzia. W związku z tym byłem zaskoczony, że organizowana jest spowiedź po kilku dniach rekolekcji. Stojąc w kaplicy rozmyślałem nad tym i nagle usłyszałem rozmowę jakiegoś małżeństwa z tyłu. Mężczyzna mówi do swojej żony: „Co ja będę się spowiadał co dwa dni”. Pomyślałem, że w sumie ja też spowiadałem się kilka dni temu, ale zaraz po tym usłyszałem głos księdza prowadzącego, iż może to być spowiedź nawet z całego życia. Targały mną silne emocje – iść czy nie iść? Ksiądz moderator wspomniał, aby pomodlić się do Ducha Świętego i poprosić Go o pomoc. W tym momencie przypomniało mi się spotkanie kręgu, na którym była mowa o Duchu Świętym. Animator kręgu zapytał wówczas, jak często i w jakich sytuacjach zwracamy się do Ducha Świętego. Na tym spotkaniu uświadomiłem sobie, że ja dotychczas nie zwracałem się z pełną ufnością do Ducha Świętego. Sam nie wiem dlaczego. Pomodliłem się: Przyjdź Duchu Święty i pomóż mi.
I po chwili ukazała mi się wielka gołębica, tak duża, że przysłaniała mi cały obraz. Miała szeroko rozpostarte skrzydła, zza których wydobywały się promienie światła. Gardło mi się zacisnęło, w oczach pojawiły się łzy. W głowie pojawiły się kolejne wątpliwości – czy to już teraz, czy jestem odpowiednio przygotowany. I w tym momencie kolejny raz ukazał mi się Jezus Chrystus. Ta sama plaża, piasek, kamienie i On. Stał trochę dalej niż poprzednio, twarzą był zwrócony do mnie. Wykonał gest prawą dłonią jednocześnie odwracając się w swoją lewą stronę. Gest zapraszający mnie, abym poszedł za Nim, powiedział przy tym: „Chodź, już czas”. Wstałem i poszedłem. Nie wiem dlaczego, ale od razu wiedziałem, którego spowiednika spośród trzech obecnych wybrać. Po raz pierwszy w życiu płakałem podczas spowiedzi, odchodząc byłem już uśmiechnięty i czułem, że góry mogę przenosić.
Od samego początku rekolekcji przewijał się wątek Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, dla mnie w zasadzie od pierwszych minut po przyjeździe do Międzybrodzia. Wypakowując walizki z samochodu rozmawiałem z kolegą – uczestnikiem rekolekcji. Miał na ręku opaskę. Zapytałem go o nią. Odpowiedział, że to symbol KWC. Dostaliśmy od organizatorów identyfikatory z naszymi imionami, na taśmach bocznych mojego był napis „Krucjata Wyzwolenia Człowieka”, a na Grześka „ Domowy Kościół”. Podczas, gdy ja oglądałem opaskę na nadgarstku Grześka, on powiedział żartując, że chyba zaszła pomyłka, bo to on jest w krucjacie a nie ja. Wówczas pierwszy raz pomyślałem o krucjacie. Jadąc na rekolekcje byłem przekonany, że do KWC nie wstąpię. Dopiero na miejscu zrozumiałem, o co w niej chodzi. Osobiście nie miałem problemów z alkoholem. Lubiłem wypić sobie piwo po pracy albo bawić się przy alkoholu ze znajomymi. Na jednym ze spotkań kręgu usłyszałem świadectwo Tomka, który opowiedział o swojej intencji, dla której wstąpił do krucjaty. Poruszyło mnie ono. To świadectwo i miłość Agape spowodowały we mnie myślenie na poważnie o podjęciu krucjaty. Kolejne dni tylko umacniały mnie do tej decyzji.
W końcu przyszedł Dzień Wspólnoty. Wszystkie oazy z regionu spotkały się na Mszy Św. w Bielsku Białej. Każda przedstawiała się śpiewając i tańcząc. Prezentowano również przygotowane wcześniej znaki każdej z oaz. Nasz znak trzymałem ja.
Msza Św., której przewodził Ks. Biskup diec. Bielsko-żywieckiej była bardzo uroczysta, a chwile wtedy przeżyte były dla mnie apogeum całych rekolekcji. Po przyjęciu Komunii Świętej, klęknąłem trzymając znak oazy za sam dół, oparłem trzonek o ławkę przede mną. Zacząłem dziękować Jezusowi za JegoŚwięte Ciało, za to, że jest ze mną. Wtedy po raz kolejny zobaczyłem Jezusa. Chrystus tym razem był ubrany zupełnie inaczej. Przepasany był suknem, które przechodziło przez jedno ramię. Twarz miał bardzo radosną, roześmianą. Widziałem Pana w łodzi, trzymającego wiosła w rękach i odbijającego od brzegu. Poczułem, że tracę grunt pod nogami, ale zorientowałem się, że jesteśmy razem w tej łodzi. Trochę się przestraszyłem i zapytałem Jezusa: „Panie, co się dzieje, co robimy?”. On odpowiedział: „Płyniemy. Płyniemy łowić ludzi”. Spytałem znowu: „Panie, co mam robić?”. Na to odpowiedział: „Czyń dobro”. Rozczuliłem się jeszcze bardziej i powiedziałem: „Jezu, pomóż mi czynić dobro, aby przychodziło mi to tak łatwo, jak trzymanie tego znaku” (nie sprawiało mi to wówczas żadnego wysiłku). Wtedy puściłem jedną ręką znak oazy, aby się przeżegnać. Znak zaczął się przechylać tak, że musiałem szybko łapać go drugą ręką. W tym momencie Jezus dopowiedział: „ Czyń dobro, ale razem z żoną”. Zrozumiałem, że dwie ręce u człowieka są jak mąż i żona. Są nierozerwalne, jednakowo potrzebne. Gdy są obie, jest im łatwiej, gdy którejś zabraknie - dużo trudniej.
Na zakończenie Mszy Św. odbyła się ceremonia wstąpienia do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka nowych członków i kandydatów. Wstępując jako kandydat niosłem w sercu trzy intencje. Po przejściu przez szpaler złożony z osób, które już należały do Krucjaty i ja złożyłem swoje zobowiązanie. Wróciłem na miejsce. W ławce stanąłem obok rodziny z niepełnosprawną córką. Dziewczynka podeszła do mnie, podniosła ręce do góry, delikatnie podskoczyła dając znak, abym ją wziął na ręce. Nachyliła się do mojego ucha i zaczęła rozmawiać ze mną. Zdziwiłem się, bo nie wyglądało to jakby mówiło do mnie dziecko. Pytała mnie czy byłem u Jezusa. Popatrzyłem na nią i odpowiedziałem, że tak. Ona skinęła głową i powiedziała: „to dobrze” i mocno mnie przytuliła. Jak oderwała ode mnie twarz i popatrzyła na mnie, zobaczyłem coś niesamowitego w jej oku. Miałem wrażenie jakby to sam Jezus Chrystus patrzył na mnie. Przypomniałem sobie wówczas opowieść jej rodziców o tym, że będąc na dwóch innych rekolekcjach, dwie różne osoby powiedziały im, iż zobaczyły w Ich córce Jezusa Chrystusa.
Następnego dnia, na Eucharystii przyjmowałem Komunię Świętą ze łzami w oczach. Wróciłem do ławki, zamknąłem oczy i dziękowałem Jezusowi za jego obecność. Gardło miałem zaciśnięte, łzy w oczach. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem wychodzących z ławki Rodziców z niepełnosprawną córką. Dziewczynka odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się. W jej oczach znowu zobaczyłem to samo spojrzenie z kościoła w Dniu Wspólnoty.
Podczas „Namiotu spotkania” czytaliśmy nadzwyczaj długi fragment. Pomyślałem: „No Panie Jezu, duże wyzwanie przede mną”. Czytałem kilka razy, rozmyślałem. Po raz ostatni ukazał mi się Pan Jezus. Stał nad brzegiem, nic nie mówił, uczynił tylko znak krzyża.
Chwała Panu.
Adam
P.s. Świadectwo dotyczy osobistych przeżyć duchowych uczestnika OR I stopnia
Odsłony: 6812