Świadectwo Barbary i Tadeusza z OR II w Hodyszewie

Opublikowano: poniedziałek, 08 kwiecień 2019 Barbara i Tadeusz Drukuj

Do DK przystąpiliśmy w listopadzie 2015 roku, po okresie pilotażu staliśmy się pełnoprawnym kręgiem dokładnie 13.05.2017r. w setną rocznicę I objawienia NMP w Fatimie.

Czy to przypadek, że to właśnie my z mężem jako patrona naszego kręgu zaproponowaliśmy NMP i to również my jako pierwsi zostaliśmy wybrani przez naszą parę pilotującą i kapłana na pierwszych animatorów naszego kręgu.

Na początku byliśmy przerażeni, czy podołamy temu wyzwaniu, nie mieliśmy przecież żadnego doświadczenia. Prawdę mówiąc nasze nawrócenie nastąpiło dopiero po przystąpieniu do tej wspólnoty.

Nasz proboszcz 12 lat wcześniej widząc nas w kościele, podczas jednej z kolęd zaproponował abyśmy wstąpili do DK. Niestety nie znając tej wspólnoty, zaproszenie odrzuciliśmy. Musimy obydwoje przyznać, że do kościoła chodziliśmy z tradycji, byliśmy ciałem lecz niestety nie duchem. Wtedy to Nasz Pan w naszych sercach zasiał ziarenko, które przez wiele lat kiełkowało. On pukał do naszych serc lecz my niestety byliśmy głusi. Wielokrotnie zastanawialiśmy się dlaczego powiedzieliśmy nie i kiedy w 2015 r. w czasie ogłoszeń parafialnych usłyszeliśmy o tworzeniu nowego kręgu DK powiedzieliśmy sobie, że pójdziemy na to spotkanie z ciekawości, aby zbadać teren.

Barbara: Wielkim impulsem do nawrócenia były dla mnie dwa pierwsze spotkania, kiedy obserwowałam parę pilotującą poraziła mnie ich wielka wzajemna miłość jako małżonków, a zarazem to jak mówili o Bogu – ta miłość wprost emanowała z nich. Nie wytrzymałam i na głos powiedziałam, iż chciałabym tą miłość poczuć i od tego się wszytko zaczęło.

Po przyjęciu Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela, Pan zaczął naprawiać nasze wzajemne relacje jako małżonków.

Dla mnie moim bogiem był syn, natomiast mąż był obok. Nie wiem, czy kiedy syn, rozpocząłby dorosłe życie bylibyśmy jeszcze razem. W związku z tym, iż pracujemy w dwóch miastach odległych od siebie o 60 km oraz to że mąż ma pracę zmianową, aby codziennie nie dojeżdżać biorąc pod uwagę koszty i czas dojazdów mieszkamy średnio przez połowę tygodnia osobno. Sytuacja ta spowodowała, iż po przyjeździe męża do domu najpierw się cieszyłam, ale na dłuższą metę zwłaszcza w czasie urlopów zauważyłam, iż wzajemnie sobie  przeszkadzamy, nie potrafimy ze sobą rozmawiać – nie pomagały nam różne temperamenty, zainteresowania.

Ale dla Naszego Pana nie ma rzeczy niemożliwych – na samym początku nasz kapłan nauczył mnie codziennej modlitwy (tu musimy się przyznać obydwoje - nie było w naszym życiu codziennej modlitwy). Najpierw ja zaczęłam się systematycznie modlić (tutaj mała dygresja mam taką zasadę jeśli się czegoś podejmuję, to nie robię tego na pół gwizdka - osoba, która jeszcze w czerwcu się nie modliła, we wrześniu rozpoczęła odmawianie Nowenny Pompejańskiej, których odmówiłam siedem bez przerwy (tzn. jednego dnia kończyłam, a już następnego dnia rozpoczynałam nową). A następie różaniec wziął do ręki mój mąż (nadmienię, iż od roku należy on do męskiej róży różańcowej w naszej parafii).

A jak Pan uleczył nasze małżeństwo?

Otóż przeżyłam dwa bolesne doświadczenia życiowe jedno po drugim (jaki był to dla mnie ból może wiedzieć tylko osoba, która coś podobnego przeżyła), nie wiem czy gdybym była daleko od Boga, sama potrafiłabym sobie z tym poradzić. Prawdopodobnie skończyłoby się to leczeniem w zakładzie psychiatrycznym lub…….

Natomiast ze mną był mój mąż, który mnie pocieszał, tulił, dodawał otuchy, pozwalał mi się wypłakać. Kiedy któregoś dnia nie wytrzymałam i zapytałam jak możesz ze mną wytrzymać, bo ja gdybym była na twoim miejscu ze sobą był nie wytrzymała. A on odpowiedział jestem z tobą bo Cię kocham, ty dźwigasz swój krzyż, a moim krzyżem jest twój ból, kiedy muszę na niego patrzeć i nie jestem w stanie Ci pomóc.

Wtedy to odkryłam jak cudownego człowieka Pan postawił obok mnie. Zaczęliśmy na nowo się poznawać, nasze różne temperamenty ubogacają nasze życie, lubimy ze sobą przebywać, wspólnie wypoczywać i się modlić, po prostu kochamy się mimo iż mamy już prawie 26 letni staż małżeński i 24 letniego syna, który wstąpił w związek małżeński w ubiegłym roku.

W tym trudnych życiowych doświadczeniach bardzo pomagały mi zobowiązania DK, które ja nazywam darami. Ponieważ codzienna modlitwa osobista, małżeńska oraz regularne spotkanie ze Słowem Bożym dawało mi ukojenie w trudnym czasie. A poza tym oddanie wszystko naszemu Panu słowami ”Jezu Ty się Tym Zajmij” spowodowało, iż problemy uległy rozwiązaniu nie po mojemu, według mojego planu, ale tak jak To widział Pan. I teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, iż Boży Plan jest cudowny, tylko trzeba mu zaufać. On wie co dla nas jest najlepsze, a każde życiowe doświadczenie kształtuje naszą osobowość, wzmacnia nas, powoduje iż stajemy się bardziej wrażliwi, otwarci na drugiego człowieka i Boga.

Kolejne zobowiązanie to udział w rekolekcjach DK - przeżyliśmy już Oazę I stopnia, ORAR I i II

Moim wielkim pragnieniem był udział w rekolekcjach Tryduum Paschalne i kiedy podczas Rejonowego Dnia Wspólnoty w dniu 08.12 dowiedziałam się, iż nasza Para Pilotująca będzie organizatorem takich rekolekcji w naszej diecezji, od razu  zapragnęłam na nie pojechać. Ale tu pojawił się problem, w tych rekolekcjach mogą wziąć udział tylko małżeństwa, które już są po Oazie II stopnia.

Był to dzień Niepokalanego Poczęcia NMP, podczas uroczystej mszy św., która odbyła się w naszej parafii Pan podsunął mi myśl, a czemu nie pojechać na rekolekcje w okresie zimowym. Po powrocie do domu z dnia wspólnoty zapytałam męża, czy możemy pojechać na rekolekcje w styczniu - odpowiedział, że tak. Szukałam wieczorem oazy, która miałaby się odbyć najbliżej naszego miejsca zamieszkania, mój wybór padł na Hodyszewo. Przeczytałam informację, iż znajduje się tam sanktuarium Matki Bożej Pojednania, a przede wszystkim było to Podlasie, gdzie nigdy jeszcze nie byliśmy (wiele czytałam o jego krajobrazie, zwłaszcza  o pięknie podlaskich kwitnących łąk – trudno zima, ale na Podlasiu nie byłam). Do rozpoczęcia rekolekcji zostało niewiele, więc napisałam maila z zapytaniem – czy znajdzie się miejsce dla małżeństwa bez dzieci. Na drugi dzień w niedzielę po powrocie z mszy św. otrzymaliśmy odpowiedź – przyjeżdżajcie jest dla was miejsce, czekamy.

A tu mój mąż zamiast się cieszyć, wpadł w furię i wykrzyczał „to my teraz prawie cały urlop wykorzystamy w pierwszym miesiącu na początku roku”– okazało się, że miał cichą nadzieję, że tych rekolekcji nie uda się załatwić ze względu na to, iż jest już za późno. Udało się mi męża przekonać stwierdzeniem, że będziemy dwa tygodnie razem i to jest najważniejsze.

Od razu rozpoczęłam codzienną modlitwę jedną dziesiątką różańca w intencji tych rekolekcji i ich owoców. Jadąc na nie prosiłam Pana o to, abym potrafiła jego wielbić, od jakiegoś czasu czułam ogromne tego pragnienie. A poza tym miałam problem z czytaniem ST, nie mogłam zrozumieć dlaczego jest tam tak dużo przemocy, przecież Bóg kocha człowieka, jest  przecież miłosierny. Ponadto znajomi z DK ostrzegali jeszcze przed naszym wyjazdem, że są to bardzo trudne rekolekcje, ja natomiast czułam ogromy spokój.

Na miejscu okazało się, że jest to wspaniałe miejsce na rekolekcje, piękny dom pielgrzyma obok sanktuarium, nieopodal Krynica z cudownym źródłem (ok. 250 lat temu miało tam miejsce objawienie NMP) a poza tym cisza, niewiele zabudowań – czyli brak jakichkolwiek rozproszeń.

W czasie tej Oazy okazało się, że każdego dnia kilka razy dziennie modliliśmy się spontanicznie  do Pana dziękując, wielbiąc go, prosząc – czyli pierwsze moje pragnienie zostało zaspokojone.

A po drugie program obejmuje przeżywanie wyjścia narodu izraelskiego z niewoli egipskiej i podążanie do ziemi obiecanej Kanaan, w ścisłym powiązaniu z NT. Dopiero tutaj odkryłam zjawisko typologii biblijnej, a więc to co zostało zapoczątkowane w ST miało swą realizację w NT.

Od samego początku byliśmy zafascynowani przeżywanymi treściami, chłonęliśmy jak gąbki. Od pierwszego dnia czuliśmy się jakbyśmy się wszyscy znali od zawsze, bardzo aktywnie włączaliśmy się w śpiewy i czytania podczas jutrzni, codziennej mszy św. i celebracji.

A dodatkowym owocem tych rekolekcji jest złożenie przez nas deklaracji kandydackiej na okres jednego roku Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.

Tadeusz: Kiedy dowiedziałem się, że jedziemy na te rekolekcję, po pierwsze pomyślałem jedziemy do miejsca, przed którym „zawracają  kruki”.  Poza tym, na pewno będzie tam pranie mózgu na temat KWC.

Po przyjeździe okazało się, że członkowie tej wspólnoty są bardzo otwarci i życzliwi. Po kilku dniach Bóg tak zadziałał, że sam podjąłem decyzję o wstąpieniu do Krucjaty bez żadnych oporów – pomogły mi w podjęciu decyzji świadectwa członków naszego kręgu.

Bardzo mocno przeżyłem te rekolekcje, które wzmocniły moją wiarę oraz ugruntowały moją wiedzę  – za co bardzo chciałbym podziękować mojej żonie, że na te rekolekcje mnie namówiła.

Pan Jest Wielki i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

Z Panem Bogiem
Barbara i Tadeusz
diecezja elbląska

Odsłony: 2359