Świadectwa z OR III st. w Krakowie
Świadectwa z OR III st. w Krakowie
W czasach, gdy krzyże są zdejmowane ze ścian, o religii mówi się jako intelektualnym zacofaniu, a praktyki religijne spycha się do płaszczyzny prywatnej, pojechaliśmy na kolejne długie rekolekcje w nadziei znalezienia oazy na coraz bardziej pustynnej przestrzeni świata. Byłam głodna otuchy, że może jednak Kościół jeszcze nie umiera. Liczyliśmy na spotkanie ludzi wyznających podobne wartości do naszych oraz na pobycie w gronie rodzinnym z dala od obowiązków pracowniczych i domowych. Na wyciszenie. Na wyleczenie ran zadawanych nam codziennie przez bliskich i dalekich, właśnie z powodu wiary. Byliśmy tym bardzo zmęczeni. Na rekolekcjach szybko przekonaliśmy się, że to nie są wakacje z Bogiem, tylko kościelne przeszkolenie wojskowe. Zostaliśmy przemaglowani wzdłuż i wszerz, za wyjątkiem chyba świecenia latarką po oczach J. Proces uświadamiania, czym jest oazowa „Trójka” przebiegał błyskawicznie: jest ci ciężko? To super, od dziś zasuwasz dwa razy tyle. Z obciążnikami. Tak miał Szczepan, Wawrzyniec, Jan Bosko, Franciszek, Sabina i wielu innych „zacofanych oszołomów”, popełniających „szczyt głupoty”, wierząc w tego „fanatyka” Jezusa. Ginęli w męczarniach. Dziewczyny takie jak ty były wieszane za włosy i przypalane. Całe rodziny się ich wyrzekały. Wszystko przed tobą. Oni dzisiaj mają pierwsze stołki w Niebie. I wypraszają miejscówki dla swoich katów. To była pierwsza rzecz, której się dowiedzieliśmy na naszych „rodzinnych wakacjach”. Druga rzecz - zapoznano nas z dzisiejszymi „oszołomami”. Z kobietami, które poświęciły wszystko, żeby stać się siostrami zakonnymi i łazić po pustyni z jakimiś Algierczykami i ich kozami, które obgryzają im krzyżyk na szyi. I tamci ludzie się nawracają. Patrząc na te siostry zakonne nie wiem, czy ktoś byłby w stanie się nie nawrócić. Mają szokujący uśmiech i powalające spojrzenie – tylko Pan Bóg takie maluje. Na rekolekcjach poznaliśmy bogactwo Kościoła. Osoby konsekrowane habitowe, bezhabitowe i wyglądające normalnie. Młode, stare i takie jak ja. I wszystkie szczęśliwe. Tak, na pewno są zmęczone i wykpiwane, jak ja. W sumie śpią bardzo krótko, bo „żniwo wielkie, ale robotników mało”, więc zasuwają jak chomik na kołowrotku. Tych ludzi jest pełno i ich nie widać, że są, bo ubierają się zwyczajnie. Modlą się za mnie, jadąc w tramwaju. Nos mają w smartfonie, jak wszyscy, ale one właśnie odmawiają Godzinę Czytań. Ostatnia, trzecia rzecz dotarła do mnie, gdy się modliłam przed mszą św. w jakimś ładnym kościele z gwiazdami na suficie. Był gorący lipiec. Wielu ludzi właśnie zwiedza zamki na wakacjach, a potem pije drinka z parasolką. A ja – wybaczcie – ale non stop siedzę w jakimś kościele, delikatnie przewidywalny punkt rekolekcji, Boże, zaskocz mnie. Mówisz… masz. – Podoba Ci się ten sufit? – No baaa! Bajka! – Widziałaś taki w zamku? Tyle złoceń, rzeźb i zdobień i taki wysoki ten sufit? – Nie, właściwie to tu jest sto razy ładniej niż w zamku. – A to nie jest zamek? - No co Ty… moment… jest stół… i dużo, bardzo dużo ławek… i każdy może przyjść! I jest Król! I jest Królowa! I to… są najlepsi „ludzie” na świecie! Ej, to moi rodzice! Boże, Jesteś genialny, i jest konfesjonał, jak mi smutno i już nie mogę udźwignąć, to mi to bierzesz, i pocieszasz, no kto by miał tak dobrze! Spojrzenie syna powstrzymało mnie od dalszych prób skakania ze szczęścia.
Nie do końca dostałam, czego chciałam, ale dostałam, czego potrzebowałam: wiedzę i odwagę. Kościół nie umiera, lecz tętni życiem świętych, anonimowych ludzi, którzy zdobywają Niebo dla siebie i dla całego świata. Wejdź w to. Obiema nogami.
Dominika Wilk z rodziną
Wyjazd na rekolekcje III stopnia był dla nas „oczywistą oczywistością”, do ustalenia było tylko miejsce i czas. Ze względów urlopowych i rodzinnych wydarzeń, wybór padł na I turnus w Krakowie, organizowany przez diecezję łomżyńską. Był to dla nas czas piękny i … trudny. Trudny, bo pojechaliśmy zmęczeni pracą, codziennym pędem życia, różnymi (przykrymi też) wydarzeniami z ostatniego okresu. Na dobry początek usłyszeliśmy od wspaniałej pary prowadzącej „niczego nie oczekujcie, wszystkiego się spodziewajcie” – no i się zaczęło…
Uczestniczenie w codziennej, wielkiej modlitwie kościoła, którą jest liturgia godzin, każdego dnia Eucharystia w innej, pięknej świątyni – Wawel, Bazylika Mariacka, Kościół Świętego Stanisława na Skałce, Tyniec…, każdego dnia poznawanie postaci świętych, męczenników – wyznawanie wiary to konsekwentne trwanie przy Chrystusie, przy prawdzie, często wbrew ogółowi, z ryzykiem utraty wolności, majątku, zrozumienia, pozycji, zdrowia, życia.
Ogromnym bogactwem były też codzienne spotkania z Żywym Kościołem – zaskoczyła nas ilość wspólnot zakonnych, instytutów, wspólnot gromadzących ludzi świeckich – różnorodność charyzmatów – Małe Siostry Jezusa, Chrystus na Starym Mieście, Wojownicy Maryi, Jadwiżanki wawelskie, Dominikanie z trzema gałęziami – mniszkami i dominikanami świeckimi (tercjarzami), benedyktyni, paulini.
Kraków jest idealnym miejscem do przeżywania III stopnia. Mówi się, że to polski Rzym.
Odkryliśmy i upewniliśmy się podczas tych rekolekcji, że w Kościele jest wszystko – od zakonów kontemplacyjnych po ruchy ewangelizacyjne, kaznodziejskie, że każdy znajdzie tu swoje miejsce, nikt nie powinien czuć się wykluczony, znajdzie się miejsce dla tych prawie bez skazy i tych poturbowanych przez życie – złodziei, kłamców, rozwodników, zdrajców, łajdaków – Jezus nie odrzuca nikogo, daje szansę na nowe życie i czyni cuda.
A gdzie moje miejsce w tym wszystkim? W naszej codzienności: w małżeństwie, rodzinie, pracy, w parafii, mamy być świadkami = męczennikami, ale nie cierpiętnikami :). Domowy Kościół daje odpowiednie narzędzia by w tym Kościele się odnaleźć i zmierzać ku świętości, we wspólnocie. Podstawą jest codzienne karmienie się Słowem Chrystusa (bez Namiotu Spotkania ani rusz), dialog, wspólna modlitwa, praca nad sobą, odkrywanie swoich talentów i rozwijanie ich by SŁUŻYĆ. Najlepsza Nauczycielką jest Maryja, Matka Kościoła.
Dziękujemy Bogu za ten czas, za wszystkich ludzi, których postawił na naszej drodze.
„WIARA TO MÓJ SKARB NAJWIĘKSZY, TO DAR BOŻY CUDOWNY, TO RADOŚĆ MOJA NAJWIĘKSZA I OSTOJA” ks. Franciszek Blachnicki
Dorota i Marcin Tarara
Odsłony: 309