Świadectwa z Oazy Rodzin II st. w Łowiczu
Świadectwa z Oazy Rodzin II st. w Łowiczu
Świadectwo Dawida
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!
Po zakończeniu Oazy Rodzin 2 st. w Łowiczu chciałbym podzielić się tym, co dobry Bóg zdziałał we mnie przez te 15 dni.
Tematem przewodnim naszych rekolekcji była Księga Wyjścia, której analiza przyprawiona pomocą Ducha Świętego doprowadziła mnie do wielu odkryć. Nawiązując do historii narodu wybranego Izraela, każdy uczestnik rozeznawał swoją osobistą niewolę grzechu. Na początku rekolekcji podświadomie wiedziałem z jaką niewolą grzechu przyjechałem. Kolejne trzy dni drążyły kroplami moje sumienie i serce, abym ostatecznie uznał przed sobą tę niewolę. Czwartego dnia, spacerując z małżonką do centrum miasta Łowicz, powiedziałem jej o tym jako pierwszej osobie kiedykolwiek. Wyznałem, że moją niewolą jest pewna gra w smartfonie. Może się wydawać, że to dziecinne jak na 27 letniego mężczyznę, będącego mężem i ojca jednego dziecka.
Pół roku temu, odpoczywając po pracy, z nudów przejrzałem sklep z grami na telefon. Odnalazłem w nim grę, w którą kiedyś grałem na komputerze, jednak tym razem w wersji na smartfon. Zainstalowałem ją i szybko zorientowałem się, że jestem w nią bardzo dobry względem innych graczy. Wysoko piąłem się w rankingach, poprawiając swoje umiejętności i stając się jeszcze lepszy. Mijały, dni, tygodnie, miesiące. Każdą wolną chwilę poświęcałem na grę, urywając pół godziny tu i tam, średnio spędzając na grze dwie-trzy godziny dziennie. Dostrzegałem pewien niszczący wpływ grania na moje życie, jednak ignorowałem go, ponieważ byłem już przyzwyczajony i bardzo zafascynowany tą grą. Ten negatywny wpływ objawiał się poprzez: niewysypianie się, brak rozwoju osobistego w innych ważniejszych dziedzinach życia, zrujnowanie osobistej relacji z Bogiem oraz brak spędzania wolnego czasu z małżonką, który prowadził do osłabienia relacji między nami. Spędzane wieczory na telefonie, podczas których małżonka oglądała brazylijskie seriale, odpowiadały mi. Poczucie tego, że to zdrowe, gdy każdy ma chwilę wolnego czasu dla siebie w ciągu dnia, wymknęło mi się spod kontroli. Tylko od czasu do czasu spędzaliśmy wieczory razem, jednak przytłaczającą większość z nich marnowałem. Podkreślę, że miałem świadomość niszczącego wpływu grania, jednak nie miałem wewnętrznej siły, aby to przerwać. Miałem poczucie, że zmarnowałbym wtedy wszystkie nabyte umiejętności, osiągnięcia oraz nawiązane internetowe znajomości. Nie chciałem nawet myśleć jak inaczej mógłbym spędzać ten czas; było to dla mnie bardzo wygodne podejście do życia i bardzo to lubiłem. Granie sporadycznie doprowadzało do dwóch sytuacji, które miały szczególny wpływ na niszczenie relacji w mojej rodzinie. Do pierwszej sytuacji dochodziło, kiedy nasz synek budził się w momencie, w którym zaczynałem grę. Musiałem wtedy chować się przed nim w toalecie, żeby nie widział, że w tej chwili ważniejsze jest dla mnie dokończenie 20-sto minutowej rozgrywki. Do drugiej sytuacji dochodziło, gdy małżonka wracała do domu, a ja musiałem dokończyć rozgrywkę. Nie czekałem w drzwiach, nie było powitalnego przytulenia, całusa ani dialogu, ponieważ gra wymagała ode mnie 100% koncentracji. Po jej zakończeniu dopiero pytałem: "Co tam, jak tam było?", ale rozumiecie, chyba że traciło to wszystko swój 'polot'.
Aż do siódmego dnia rekolekcji pogrywałem jeszcze wieczorami przed snem, kończąc, gdy małżonka już spała. Tego dnia na szkole liturgicznej pojawiła się we mnie ogromna chęć wyrwania się z tej niewoli. Wszyscy szli na Mszę Świętą, ja w tym czasie pobiegłem do pokoju i odinstalowałem grę z telefonu. Na Mszy świętej, Bóg mówił do mnie podczas liturgii Słowa Bożego, błogosławiąc mnie i moją decyzję, stawiając w cieniu tych, którzy dalej tkwią w swoich niewolach. Rozpierała mnie radość i duma, że posłuchałem głosu swojego sumienia tuż przed tą Mszą.
Następnego dnia między mną a małżonką narastała negatywna atmosfera. Czyżby to pierwszy syndrom odstawienia nałogu? Tego dnia działy się różne rzeczy niezależne od nas: rano pękł plastik mocujący zakrętkę butelki naszego dziecka, uniemożliwiający karmienie. Jeżdżąc po sklepach przez dłuższy czas nie mogłem znaleźć nowej butelki. Chcąc skontaktować się z małżonką, przez długi czas prowadziła z kimś rozmowę. Spóźniłem się na posługę liturgiczną. Po południu, pierwszy raz w życiu nasz synek spadł z łóżka. Chcąc ostudzić emocje i rozwiać chmury, zaproponowałem wyjście do ogrodu. Wychodząc, spojrzałem na plecak, który był przemoczony płynem do puszczania baniek. Błahe rzeczy, które powodowały we mnie narastającą frustrację. Następny dzień rozpoczął się od chyba najtrudniejszego jak dotąd dialogu małżeńskiego. Miesiąc wcześniej nie zasiedliśmy do dialogu. Nagromadziły się różne tematy, ponieważ jak wspomniałem wcześniej, przez grę zaniedbywałem mocno tę sferę w naszym małżeństwie.
Podczas Mszy Świętej, Bóg pomógł nam się pojednać. Wieczorem podczas zorganizowanej drogi krzyżowej symbolicznie przybiliśmy do drzewa krzyża wypisane na karteczkach nasze niewole, które spłonęły podczas stacji dwunastej „Śmierć Pana Jezusa na krzyżu”. Następnego dnia było już między nami dobrze. Kiedyś ważna mi osoba wspomniała mi, że gdy dzieją się dobre i wielkie rzeczy, diabeł się złości i walczy, byśmy wrócili na dawne tory. Dzieląc się tym na spotkaniu w kręgu, dowiedziałem się, że ostatnie dwa dni były też trudne w innych małżeństwach. Był też inny moment na rekolekcjach, kiedy głos mojego sumienia i idące za nim przekonanie i postanowienie pokrywało się z kazaniem na jednej z Mszy Świętych.
To świadectwo zatytułowałem: "Sumienie głosem Boga". Niewątpliwie przekonałem się o tym kilka razy na naszym wyjeździe.
Słyszałem w życiu opinie wielu osób, które mówiły, że w dawnych czasach naród wybrany w kwestii wiary miał łatwiej, bo widział i namacalnie doświadczał Bożej obecności w różnych nadprzyrodzonych i niewytłumaczalnych znakach. Myślę jednak, że każdy głos sumienia, każde choćby najmniejsze przeczucie tego, co powinniśmy byli zrobić lub tego czego nie powinniśmy byli uczynić, to głos samego Boga. Te rekolekcje potwierdziły mi to kilka razy. Głos sumienia, który słyszę codziennie. Przeczucia, które poprzedzają każdą moją decyzję. Czy wy też słyszycie ten głos? Czy jesteście skłonni uwierzyć, że jest to głos Boga, który nas kocha i chce dla nas jak najlepiej? Proszę o modlitwę, bym zawsze słuchał tego głosu. Abym jak najrzadziej w swoim życiu łamał przymierze z Bogiem.
Na koniec rekolekcji wszyscy wracają do domów, każdy od dzisiaj zmierza swoją drogą, jednak wszystkie te drogi ukierunkowaliśmy na jeden cel – Ziemię Obiecaną, którą jest życie wieczne w Niebie. Dziękuję Bogu za wszystkie owoce tych rekolekcji, za zerwanie z nałogiem, za to świadectwo, które mam nadzieję dotrze do wielu czytelników oraz za wiele innych rzeczy, o których chcąc wspomnieć musiałbym chyba napisać książkę. Jako uczestnik Domowego Kościoła serdecznie polecam każdemu małżeństwu dołączenie do naszej wspólnoty i uczestnictwo w rekolekcjach, aby wspólnym świadectwem umacniać się nawzajem na drodze do Nieba. We wspólnocie siła, gdy patrzymy razem w tym samym kierunku, w stronę Boga. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Z Bogiem.
Dawid, lat 27.
Odsłony: 212